Niedawno poruszałem temat samobójstw w Japonii, zwracając uwagę na złożoność tego zjawiska i konsekwencje dla rodzin i społeczeństwa, ponieważ jako psycholog, czasami stykam się z osobami, które są bliskie decyzji o samobójstwie, i wierzę, że możemy być bardziej zaangażowani w działania profilaktyczne i terapeutyczne. I oto kilka dni temu doświadczyłem, co ten temat oznacza dla typowego mieszkańca Tokyo, z zupełnie innej, i niekoniecznie psychologicznej perspektywy.
Jednym z bardziej typowych sposobów odebrania sobie życia w Japonii jest rzucenie się pod pociąg (Kawanishi, 2009), i choć nie jest to najbardziej powszechny sposób, to jednak z powodów konsekwencji dla funkcjonowania największej metropolii świata, opartej o najbardziej skomplikowaną i rozbudowaną sieć transportu publicznego na tej planecie, a co za tym idzie, milionów pasażerów kolei naziemnych i podziemnych uzależnionych od sprawnego i punktualnego przemieszczania się każdego dnia, czyjeś samobójstwo staje się częścią powtarzalnego doświadczenia wielu ludzi.
Właśnie wracałem wieczorem linią kolejową, trochę zmęczony, i już w oczekiwaniu na relaksujący prysznic i kolację, kiedy pociąg nagle zatrzymał się i z głośników popłynął ciąg komunikatów, że z powodu “wypadku kolejowego z udziałem człowieka” – powszechnie używany oficjalny eufemizm na samobójstwo na torach – pociąg dalej nie pojedzie, i że cała linia zostaje zatrzymana na co najmniej godzinę, a na elektronicznych wyświetlaczach pojawiły się dalsze informacje, oraz ten już znany eufemizm, że z “powodu wypadku kolejowego z udziałem człowieka”, doradza się pasażerom to i to… (rzeczowo, precyzyjnie, po japońsku).
Dla większości osób w pociągu oznacza to próbę znalezienia drogi alternatywnej, najczęściej dodatkowe przesiadki, zmiany linii, i drogę naokoło. Zacząłem obserwować innych pasażerów, którzy właściwie bardziej wyglądali na zaiteresowanych tym, aby powiadomić tekstowo swoich szefów, rodziny, przyjaciół, że się spoźnią do pracy/domu/spotkanie/etc., niż co tak naprawdę sie wydarzyło, szukając na swoich telefonach komórkowych informacji o nawigacji. I szybko pociąg zaczął pustoszeć, bo każdy już szedł w swoją dalszą drogę. A ci, co dalej siedzieli, to czytali gazety, spali, bawili się komórkami, i tyle, dawało się wyczuć wręcz obojętność i zgodę, że dzisiaj posiedzimy w pociągu dłużej niż zwykle. I co jest typowe dla kultury japońskiej, nie było reakcji pobudzenia, żadnych komentarzy, nikt nie okazywał otwarcie, że coś nie pasuje, powiedziałbym wręcz – siła spokoju i opanowania. Poczułem się, jakbyśmy odpoczywali na jakimś bocznym torowisku, w takim trochę zawieszonym czasie…
Ktoś tylko spokojnie i zdawkowo mi powiedział, pewnie myśląc, że jako cudzoziemiec mogę nie rozumieć komunikatów z głośników, że “kolejna osoba…”, i bez dokończenia zdania już dalej zajmował się swoim telefonem.
I tak siedząc w opustoszałym pociągu zrozumiałem, co oznacza czyjeś samobójstwo w wielkim mieście, że poza oczywistą tragedią jednostki, i pewnie rodziny i przyjaciół, dla reszty świata to bardziej niewygoda, może mała chwilowa irytacja, i potem dalej zajmowanie się swoimi sprawami. Świat biegnie dalej, pociagi potem znów jeżdżą, a my mieszkańcy dużego miasta, pewnie za jakiś czas, ponownie usłyszymy o “wypadku pociągu z udziałem człowieka”. No cóż, oblicza wielkiego miasta…
Dariusz Skowroński © wszelkie prawa zastrzeżone
Zgodnie z prawami własności intelektualnej autor udziela zgody na cytowanie w celach edukacyjnych pod warunkiem pełnej adnotacji o źródle. Natomiast kopiowanie wypowiedzi, w tym przesyłanie całości lub jej fragmentów (tekst i/lub zdjęcia) dalej i rozpowszechnianie w formie papierowej lub elektronicznej, bez wcześniejszej zgody autora zabronione